Pisząc te słowa nie mam na myśli kroku wstecz w czasie, bo to było możliwe chyba tylko w filmach... Ale nie ukrywając, mi zdarzyła się sytuacja, w której czułem się jakby pod ścianą. Wiedziałem, że dalej nie potrafię zrobić kroku do przodu. Wstecz też nie chciałem, w takim sensie żeby się uwsteczniać w swoim rozwoju, wszak jak sam to oceniałem - wiele wysiłku mnie to kosztowało, żeby znaleźć się w tym właśnie miejscu. I wtedy zdarzył się wypadek, który jakby zatrzymał wszystko. Jednak nie zatrzymał całego świata, czy też czasu, który biegł dalej tak samo jak biegł wcześniej. Wiadomo, gdyby ktoś mnie wcześniej zapytał czy chciałbym, aby tak się stało, odpowiedziałbym głośno: NIE! W moim przypadku to było chyba nawet więcej niż ten krok wstecz, bowiem jak wielokrotnie sam się później z tego śmiałem uwsteczniłem się, a raczej wróciłem do czasów dzieciństa i drugi raz uczyłem się chodzić i mówić. Ale wśród tych kroków wykonywanych do przodu znalazły się te, które w tamtym, jakby wyjściowym momencie uznałbym za błahe, czy wręcz śmieszne. W takim momencie życia człowiek wiele się uczy. Nie ukrywam, ja chyba dopiero wtedy zrozumiałem co znaczą słowa: przyjaźń i miłość. Wcześniej nie miały chyba w sobie tej prawdziwej wartości, którą dostrzegłem wówczas. A swoją drogą, nie ukrywam, że to przyjemne uczucie, gdy wie się, że dla wielu osób nie było i nie jest się obojętnym. Z jeszcze innych, zupełnie nie dostrzegalnych wcześniej przeze mnie czynności, z tak zwanego życia codziennego, wówczas dopiero poczułem jak cenna jest umiejętność samodzielnego załatwiania potrzeb fizjologicznych, czy też ogolenia się. To była dobra lekcja, żeby w pewnym momencie tego codziennego pędu zatrzymać się i docenić się to, co się ma na co dzień. Jak wówczas się przekonywałem mamy tendecję do tego, żeby gonić za czymś co jest jakby swoistym bożkiem za którym pędzimy nie dostrzegając prawdziwej wartości tego co mamy na co dzień. I tak, może pędzimy do przodu na złamanie karku nie dostrzegając i nie doceniając siły uczuć które są wokół, otaczają daną osobę. Piszę to po to, aby ostrzec każdą z czytających to osób z osobna, że musi ona sobie zdawać sprawę z tego, czy cena jaką się ponosi, żeby osiągnąć dany cel nie będzie za wysoka, a więc czy za dużo nie utracimy w dążeniu do tej rzeczy. Piszę tak trochę filozoficznie na przykładzie informacji, które miałem okazję słyszeć od osób, które osiągnęły przykładowy awans w pracy, ale nie miały z kim uczcić tego sukcesu, bo najbliżsi nie byli w stanie wytrzymać ich dłużej. Życie to nie serial, tutaj nie będzie na końcu obowiązkowego dobrego zakończenia. Dlatego każdy musi sobie postawić pytanie, czy warto? No dobra, ale dość już tej filozofii w moim wykonaniu, zresztą nigdy nie byłem w niej mocny. Jak już pisałem, doświaczyłem tego zrobienia kroku wstecz. Ale gdzie są te dwa kroki do przodu, oprócz wspomnianego przeze mnie dostrzeżenia rzeczy oczywistych? Jeśli je widzicie to chwała za to! Jak pisałem, dla mnie nie było to oczywiste, musiałem tego doświadczyć. Tak samo jak i siły motywacji, która we mnie drzemie. Musiałem jak to się brzydko mówi poczuć to na własnym tyłku, aby się o tym przekonać. I piszę to dlatego, żeby każda osoba miała możliwość nauczyć się na moim błędzie. Bo jak kiedyś usłyszałem: nie uczyć się na cudzych błędach to kretynizm. Oprócz tej niewątpliwej dla mnie wartości, bo teraz mogę jasno powiedzieć, że przekazywane przeze mnie na treningach metody na pewno działają, bo wypróbowałem to na sobie, miałem w końcu czas żeby spróbować nauczyć się jeździć konno, pływać, czy też zabrać się za treningi ogólnorozwojowe. Nie bez powodów wcześniej pisałem, że lubię motywować do działania. Powyżej był jeden z takich przykładów. Dodam jeszcze, że nawet od moich rehabilitantów w formie żartu słyszałem, gdy mówiłem im, że przed tym zdarzeniem pracowałem jako trener bardzo lubiąc prowadzić szkolenia z motywacji, że zapisaliby się do mnie na taki właśnie warsztat.

Teraz każdy może zapytać, a czy nie ma rzeczy których mi brakuje? Pewnie, że są takie! Bo też nie ukrywam, że mimo tego całego zgiełku i pędu lubiłem życie jakie prowadziłem wcześniej. Dziś mam jakby skrajność wobec tego. Ale jak jest napisane we wstępie, wykonałem jeden bardzo duży krok wstecz. Nauczył mnie on dostrzegać to, co często uznawane jest za oczywistość, jak choćby codzienne czynności związane z fizjologią, a nie wszystkim dane jest mieć na nie wpływ. Idąc w kierunku rozwoju myślę, że tu jest kwestia dyskusyjna, jeżeli chodzi o zrobienie jednego, czy dwóch kroków do przodu. Ale gdy mowa o dwóch krokach do przodu, to pozwólcie na małą osobistą dygresję. Gdy byłem w szpitalu, w trakcie rehabilitacji, gdzie jeszcze o samodzielnym chodzeniu mogłem tylko pomarzyć, wyobrażałem sobie sytuację, w której z końca korytarza, na którym czekam, biegnie małe dziecko, wraz ze swoją mamą krzycząc słowo: "tata" wpada w moje ramiona, a mama tego maluszka całuje mnie i przytula. A więc cóż, dziś chyba śmiało mogę powiedzieć, że te dwa kroki do przodu również są już za mną w postaci osób mojej żony i córeczki.